Dzień dobry!
Puk, puk! Próba mikrofonu.
No hej. Czy ktoś tu jeszcze zagląda, czeka na coś ode mnie, czy zrobił wedle słów: „Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy tu wchodzicie”?
Witajcie po bardzo długiej przerwie. Jest mi niewymownie smutno, że przez półtorej roku ten blog leżał odłogiem. Nie wiem, czy to się zmieni, bo przybywam z czymś nowym, jednak nie mogę zapewnić, że wracam na stałe. Na pewno, co jakiś czas będzie się tutaj coś pojawiało (coś innego niż info o konkursach, moich wzlotach i upadkach, czy inny shit…), jednak nie będę obiecywać gruszek na wierzbie. Już informowałam, że yaoi i BTS wciągnęło mnie na tyle, że nie wiem, jak prędko wynurzę się na powierzchnię. Wybaczcie. Nowy rozdział na NIHGW pisze się od dłuższego czasu, ale najgorsze jest to, że nie mam części łączącej zakończenie epizodu X z początkiem kolejnego. Żeby wszystko miało ręce i nogi, potrzebuję natchnienia, które dziwnym trafem omija mnie ostatnio szerokim łukiem (nie licząc yaoi). Dobra, coby nie przedłużać, zapraszam na kolejną część „To skomplikowane”, które jest szotem pisanym na zamówienie mojej kochanej Rhan. Mam nadzieję, że wszyscy przeczytacie z przyjemnością. Z pewnością nie pamiętacie, co działo się poprzednio, toteż tutaj znajdziecie pierwszą część. A teraz życzę miłej letury!
Lekcje, dzięki Ever, przebiegły gładko i szybko. W czasie przerw zaznajamiała mnie z rozkładem klas, który zdążyłam poznać w zeszłym tygodniu, ale przemilczałam ten fakt, bo jej paplanie było całkiem zabawne. Na dodatek dowiedziałam się wielu plotek na temat uczniów i nauczycieli. Niektóre były bardzo pikantne, a inne – nieocenione w swej przydatności. Jedną, którą zapamiętałam dogłębnie z jego powodu, było to, że niejaki Freed Justine, gej, podkochuje się w tym samym facecie co ja. Patrzy w niego jak w obrazek na każdej fizyce i jest gotów zabić, jeśli zauważy przeciągłe spojrzenie jakiejś laski. Ciekawe, kto kogo pozbawi życia? Zaśmiałam się w duchu, ale nie zdradziłam nic brunetce, która się z nim przyjaźniła. Znałyśmy się w końcu tylko kilka godzin. Za wcześnie na tego typu zwierzenia. Ale informację zakodowałam.
W okolicach piętnastej pożegnałam się z Ever i ruszyłam schodami na trzecie piętro, gdyż tam znajdował się pokój samorządu. Lepiej nie lekceważyć Erzy, która dzierży władzę, może nie główną, ale zawsze jakąś. W końcu pogodziłyśmy się, dlatego nie widziałam powodu, dla którego miałabym niszczyć zawieszenie broni.
Schody pięły się w górę. Myślałam, że w życiu nie dotrę na sam szczyt. Nie, nie chodzi tu o moją kondycję, gdyż ta jest świetna, ale stopnie tworzyły wręcz spiralę i były osobnym wejściem do drzwi prowadzących do pokoju samorządu. Stawiałam stopy na oślep, bo było ciemno choć oko wykol. Miałam wrażenie, że zmierzam do gabinetu Dumbledore’a, ale o własnych siłach. Magia nie porusza kamiennych stopni, pochodnie nie zapalają się, gdy wyczuwają ruch, a kamienny feniks nie spogląda uważnie na przybysza. Zmuszona byłam stąpać sama. W końcu, po pięciu minutach, które wydawały mi się wiecznością, wyszłam na jasno oświetlony korytarz. Zasłoniłam dłonią czoło i mrugałam raz po raz, bo blask był oślepiający. Zupełnie, jakbym nagle znalazła się na szczycie góry i oglądała wschodzącą tarczę złotego Słońca. Gdy wzrok przyzwyczaił się do tej nienaturalnie dużej ilości promieni świetlnych, opuściłam dłoń i rozejrzałam się. Na końcu korytarza, jakieś pięć metrów przede mną, znajdowały się drzwi wykonane z hebanu. Miały złotą klamkę i jakieś skomplikowane zdobienia, również w odcieniach tego metalu. Ruszyłam w ich stronę. Moje kroki odbijały się echem od ścian i po chwili wracały, wraz z nim. Zatrzymałam się przed drzwiami i uniosłam dłoń, by zapukać. Ktoś jednak uprzedził mój czyn, bo wrota uchyliły się przede mną z cichym skrzypnięciem. Dziwne, nikogo za nimi nie było. Z obawą przekroczyłam próg i zatrzymałam się, chcąc przebić wzrokiem wszechobecną ciemność.
— Przepraszam – odezwałam się. Odpowiedziała mi cisza.
Zrobiłam trzy kroki do przodu i ponownie się zatrzymałam. Drzwi zamknęły się z głośnych trzaskiem, uprzednio owiewając mnie zimnym powietrzem z korytarza. Aż podskoczyłam, gdy zapadka zachrzęściła. Spojrzałam za siebie ponad ramieniem. Nie, teraz nie ma odwrotu. Weszłam głębiej, gdyż moją uwagę zwróciło granatowe światło, znajdujące się na wysokości blatu stołu. Podeszłam tam powoli, badając uprzednio stopami i dłońmi przestrzeń przed sobą, i dotknęłam poświaty. Okazało się, że pochodzi z komputerowej myszki. Odetchnęłam z ulgą i w tym momencie stało się coś, czego nie przewidziałam: jasne światło jarzeniówek zalało pomieszczenie i zmusiło mnie do ponownego szybkiego mrugania.
— Witaj! Cieszę się, że przyszłaś – usłyszałam i dałabym sobie rękę uciąć za to, że znam ten głos. Nieśmiało uchyliłam prawą powiekę i spojrzałam przed siebie. Stała tam Erza i kilka innych osób. Po mundurkach sądząc, uczniowie tej placówki.
Odjęłam dłoń od czoła i rozejrzałam się. W jednym z rogów pomieszczenia stało skórzane krzesło, zajmowane przez niego, dalej jakieś kartonowe pudła, obok nich... Chwila! Zamrugałam gwałtownie, jakby nie wierząc, że to, co widzę, jest prawdą. To naprawdę on! A niech mnie! Opamiętałam się, poczuwszy wpatrzone w siebie oczy. Przeniosłam wzrok na zwartą grupkę uczniów, spośród których znałam tylko Erzę. Dwóch chłopaków chodziło ze mną do klasy, ale jak się nazywali, nie pamiętałam.
— Mhm… – odparłam na słowa Erzy i zaczęłam uważniej lustrować pomieszczenie. W rogu po prawej spostrzegłam ogromne biurko, a na nim monitor komputera stacjonarnego i trzy laptopy firmy Apple. Niezły sprzęt. Do tego kino domowe, rzutnik, mnóstwo porcelanowych kubków i pudełek po pizzie. Na ziemi walały się pomięte serwetki oraz kartki, jak również plastikowe kubki. Po lewej, pod ścianą stało siedem krzeseł z fikuśnymi oparciami i siedzeniami obitymi beżowym materiałem w lawendowe kwiaty. Do tego jakiś telewizor i wiele innych technologicznych perełek. Widać, nie tylko pokój samorządu miał tutaj swoją siedzibę. Radiowęzeł też się rozwijał. Gdy ponownie spojrzałam na grupkę, dostrzegłam za nimi schody, pnące się w górę. Zmrużyłam oczy, bo korciło mnie, by minąć ich bez słowa i rozpocząć zwiedzanie. Gdy tylko o tym pomyślałam, z szeregu wystąpiła Erza i skierowała się w moją stronę.
— Cześć – powiedziała i uśmiechnęła się delikatnie. – Chcieliśmy cię w jakiś sposób powitać i zarazem zaskoczyć. Mniemam, że się udało. – Skinęłam twierdząco. – Cieszę się. W takim razie pozwól, że cię przedstawię. – Objęła mnie po przyjacielsku ramieniem i ruszyłyśmy w stronę pozostałych uczniów. – Od lewej: Elfman Strauss, nasz informatyk – wskazała na osiłka, który wydzierał się na zajęciach, gdy Ever weszła do klasy – Lisanna, jego siostra, a nasz skarbnik – białowłosa dziewczyna, o intensywnie niebieskich oczach, zapamiętałam – następnie Freed Justine, nasz spec od muzyki i nagłośnienia. Zajmuje się radiowęzłem w dni takie jak walentynki czy inne święta szkolne, albo kalendarzowe. – To nazwisko sprawiło, że się nieco najeżyłam. A więc tak wygląda mój rywal? Zmrużyłam lekko moje skośne zielone oczy, patrząc na jego poważną twarz. Heh, będzie zabawa! – No i na koniec – wydaje mi się, albo spąsowiała? – Jellal Fernandes, wiceprzewodniczący i… mój chłopak. – Spojrzałam na nią zaskoczona. Jej policzki miały kolor włosów, którymi obdarzyła ją Marta Natura, a z jej twarzy nie znikał głupkowaty uśmiech. Jellal posłał mi ciepłym uśmiech i mrugnął porozumiewawczo. Wiedziałam, że Erza nic więcej nie powie, dlatego wzięłam sprawy w swoje ręce.
— Miło mi was poznać. Jestem Naina Vermilion i od początku września rozpoczęłam naukę w waszej szkole – skończyłam i zamilkłam. Cisza się przedłużała, dlatego, przekrzywiając głowę, podjęłam wątek. – Erzo – gdy wypowiedziałam jej imię, spojrzała na mnie, jakbym wyrwała ją ze słodkiego snu. Potrząsnęła burgundową czupryną.
— Tak?
— Miałaś do mnie jakąś sprawę, prawda? – Skinęła twierdząco głową.
— Chodź za mną – powiedziała i ruszyła w stronę schodów, które tak mnie ciekawiły. – A wy – obejrzała się ponad ramieniem na pozostałych – brać się do roboty. Pan, panie profesorze, ich przypilnuje.
— Oczywiście, przewodnicząco – powiedział fizyk i uśmiechnął się. Postanowiłam myśleć, że ten uśmiech przeznaczony był tylko dla mnie. Takie utopie muszą mi przecież wystarczyć.
— Chodź – powtórzyła Erza i zaczęłyśmy piąć się w górę schodów. Na samym ich szczycie znajdowały się zwykłe drzwi z jasnego drewna. Scarlet otworzyła je i poszła przodem. Klatkę schodową zalało jaskrawe światło wrześniowego słońca, sączące się przez okno naprzeciw wejścia. Weszłam do pomieszczenia, które znacznie różniło się od tego na niższej kondygnacji. Było pełne światła i regałów zapełnionych papierami. Na środku stało biurko z jasnego drewna, a przy nim trzy fotele. Jeden za, a dwa przed nim, jak mniemam dla petentów. Jedyną nowinkę technologiczną stanowił laptop, stojący na jasnym blacie, z którego sączyła się spokojna, miła dla ucha muzyka. Erza zasiadła w skórzanym fotelu i gestem wskazała mi ten naprzeciw siebie. Usiadłam i czekałam. Przyglądała mi się uważnie. Odwdzięczyłam się tym samym.
— Z pewnością – gdy zabrała głos, aż podskoczyłam – zastanawiasz się, po co cię tu zaprosiłam. – Skinęłam twierdząco. – Widziałam twoje rysunki. Są zaskakująco dobre. – Jak to zaskakująco? – Dlatego – pochyliła się w stronę biurka, oparła łokcie o jego blat, splotła palce obu dłoni ze sobą i umościła na nich brodę – mam dla ciebie propozycję. A w zasadzie rozkaz. – Aż się zjeżyłam, słysząc to.
— Nie lubię, gdy ktoś mi rozkazuje – powiedziałam dobitnie i zaczęłam być czujna, niemal jak dzikie zwierzę. Erza uśmiechnęła się lekko. Na szczęście nie drwiąco.
— Wiem. Dowiedziałam się o tym rano. – Jakby na potwierdzenie swoich słów, poprawiła łuskowany szalik, który opatulał jej szyję. Opuściłam głowę, zawstydzona.
— Przepraszam – szepnęłam.
— Przestań. Nie ma o czym mówić. Co się stało to się nie odstanie. To co? Sztama? – Wyciągnęła w moją stronę dłoń. Spojrzałam najpierw na nią, później na jej uśmiechniętą twarz i wróciłam do dłoni. Wstałam z miejsca i uścisnęłam jej szczupłe palce. Bezwiednie się przy tym uśmiechnęłam.
— Sztama – rzekłam z przekonaniem.
— Super! – szczerze się ucieszyła. Zajęła z powrotem miejsce, gestem nakazując mi to samo. Posłuchałam. – Widziałam twoje rysunki. – Wow! Powtórzyła to. Ale niespodzianka. W myślach aż przewróciłam oczami. – Są dobre. – Zaskoczenie – znikome. – Nawet bardzo – dodała, patrząc na mnie z uwagą. Nie pokazywałam po sobie entuzjazmu, chociaż dumna aż ze mnie kipiała. – Co ja mówię?! – wykrzyknęła. – One są rewelacyjne! Świetne! Genialne! – Nie sądziłam, że jest zdolna do takich reakcji, bo aż wstała z siedzenia i patrzyła na mnie – nie, nie przesadzam, serio mówię – z gwiazdkami w oczach. – Musisz wziąć udział w tym konkursie! – Podsunęła mi pod nos jakiś baner reklamowy. Był w odległości zaledwie palca od mojej twarzy, dlatego tekst totalnie mi się rozmazywał. Wzięłam go z dłoni dziewczyny, odsunęłam nieco i zaczęłam czytać.
— „Uwaga! Konkurs! „Trzy oblicza miłości”. Malujesz? Rysujesz? Szkicujesz? Sztuka to twoja pasja? Wspaniale! W takim razie ten konkurs jest skierowany właśnie do ciebie! Wykonaj, dowolną techniką, trzy prace na temat „Trzy oblicza miłości” i zawalcz o wspaniałe nagrody dla siebie i szkoły. Zachęcamy wszystkich! Do wygrania laptop marki Apple i inne nagrody. Szkoła otrzyma dofinansowanie na wyposażenie sal lekcyjnych”. – Spojrzałam na nią skonsternowana i przygryzłam dolną wargę, myśląc intensywnie. Zawsze tak robię, gdy muszę podjąć intelektualny wysiłek.
— I według ciebie, ja mam wziąć udział, tak? – Przyjrzałam się jej uważnie. Uśmiechnęła się delikatnie i skinęła twierdząco głową. – Zapomnij – powiedziałam, wstałam z fotela, odwróciłam się na pięcie zarzucając włosami i ruszyłam do wyjścia. – Moja sztuka nie jest na sprzedaż – dodałam jeszcze, stojąc w progu i opuściłam pomieszczenie.
Migiem pokonałam schody i ponownie znalazłam się w tym dziwnym, ciemnym pokoju. Usłyszawszy moje kroki, wszyscy jak jeden mąż, oderwali się od swoich zajęć i spojrzeli na mnie wyczekująco. Stanęłam na środku pomieszczenia jak totalna sierota, nie bardzo wiedząc, co zrobić. Nie uśmiechało mi się cofać i wrócić do Erzy. Nie bardzo też chciałam przeciskać się przez grupkę uczniów, która stała naprzeciw mnie. Postanowiłam poczekać na rozwój wypadków.
— I co? – usłyszałam jego głos. – Możemy na ciebie liczyć? – Spoglądał na mnie, siedząc na krześle, nieopodal drzwi. Ręce skrzyżował na piersi, a nogi wyciągnął przed siebie i również skrzyżował, w kostkach.
Już miałam zaprzeczyć, gdy nagle, nie wiadomo skąd, pojawiła się Erza i zabrała głos.
— Naina zgodziła się – powiedziała i położyła mi prawą dłoń na ramieniu. Słysząc to, zacisnęłam zęby, a dłonie zwinęłam w pięści. Policzyłam do dziesięciu i odwróciłam się w jej stronę, strząsając jej dłoń z ramienia. Zgromiłam ją wzrokiem. Odwdzięczyła się tym samym. W ten sposób znowu wstąpiłyśmy na wojenna ścieżkę i to jej wina. Dosłownie czułam, jak przeskakują między nami iskry napięcia. Cholerna Erza!
— Ty… – zaczęłam, ale ktoś mnie powstrzymał. On.
— Jestem ukontentowany twoją aprobatą. – Serio? Nie mógł użyć bardziej wyszukanych słów? Podniósł się z fotela i ruszył w moją stronę. Wyciągnął prawą dłoń w moim kierunku. Spojrzałam na nią, a później na niego. Uśmiechał się tak pięknie, że marzyłam by to uwiecznić. Już wiedziałam, co narysuję. Moją inspiracją będzie on. Jak zawsze zresztą. Uścisnęłam jego dłoń. Była duża, ciepła i lekko chropowata wewnątrz.
Pozostali uczniowie zaczęli wiwatować. Nie miałam pojęcia, co jest powodem ich radości, ale przestałam się nad tym zastanawiać, gdy puścił moją dłoń.
— Masz już jakiś przydomek? – wyrwała mnie z zamyślenia Erza. Wrrr! Kto jak to, ale ona nie powinna tego robić.
— Powiedzmy – nie chciałam za dużo zdradzać. – A teraz pozwólcie, że pójdę już do domu. Do widzenia panu. Cześć wam. – Nim zdążyłam sięgnąć klamki, on otworzył drzwi. Spojrzałam na niego.
— Też wracam do domu. Narzeczona czeka. – No jakże mogłabym zapomnieć o tej lafiryndzie!? Wrrr! Momentalnie humor mi się zważył. – Panie przodem.
— Dziękuję – burknęłam. Włączając piaty bieg, przemknęłam przez korytarz i zbiegłam ze schodów. Pędem dotarłam do szatni, wzięłam swoje rzeczy i opuściłam gmach szkoły. Chciałam jak najprędzej być w domu i wypłakać się w poduszkę. Cholera! Wcześniej nigdy mi się to nie zdarzyło! A teraz, przez ostatni tydzień jestem tak rozchwiana emocjonalnie, że ciężko mi dojść ze sobą do ładu i składu. Niech ten tydzień już się skończy. Błagam!
No, i mamy drugą część. Co sądzicie? Mam nadzieję, że jesteś zadowolona, Rhan-Słonko :). Starałam się dla Ciebie, chociaż wciąż uważam, że powinnam bardziej dopracować ten part i na dodatek zrobić go dłuższego po takiej kolosalnej przerwie w publikacjach… Jednak naprawdę nie mam możliwości.
Co tam u Was, Słonka moje? Jakieś zmiany? Liczę, że tylko na lepsze ;). Jak po świętach? Gdzie spędzacie ostatnią noc roku? Ja zostaję w domu i o! Poza tym sporo u mnie zmian. Znalazłam pracę w zawodzie trzy kilometry od mojego domu rodzinnego, mam świetną szefową i super zmienniczkę, ilość towaru nie przeraża, ludzi także. Poza tym dzięki fajnemu grafikowi, masz czas na wiele przyjemności :). Mam też postanowienie noworoczne, ale na razie go nie zdradzę. Kiedy zobaczę kolosalne efekty, na pewno Wam zdradzę, o co chodziło ;). A tak poza tym mam od połowy grantowe włosy :). Wyglądają cudnie! I chyba tyle tej paplaniny tym razem.
Ściskam i całuję!
Wasza R ♥
hej
OdpowiedzUsuńfajny rozdział podobał się
ja zawsze zaglądam raz dzień sprawdzić czy niema czegoś nowego to tyle pozdrawiam lucy heppi co jest chora i całe święta w łóżku i sylwester też i sama bez mąża i córki
Witaj, Kochana!
UsuńBardzo dziękuję, że przeczytałaś i zostawiłaś ślad :***.
A to gdzie wybyli mąż i córka, że sama siedziałaś? Ja w zasadzie też sama byłam, bo Rodzice na operze, a rodzeństwo u drugich połówek. Zostaje mi, Słoneczko, życzyć Ci zdrówka! Dużo zdrówka! I przede wszystkim zdrówka :D.
Ściskam i całuję! ;***
Twoja R ♥.
hej wybacz ze tak puzno odpowiadam bojechali to jego brata na roczek i mamy
OdpowiedzUsuńa jutr sam moje i corki urodziny 15 02 to tle i czekam na cos do czytania i to chyba tyle
Spokojnie, Kochana, nic się nie dzieje :). Jak widzisz, sama lepsza nie jestem...
UsuńO! To wszystkiego najlepszego! Chociaż spóźnione to bardzo szczere ;).
Ściskam!
R ♥